2 lutego 2011

Bora Bora - Polinezja Francuska

Na środku Oceanu Spokojnego leży wyspa jak ze snu. Piasek jest tu najbielszy na świecie, palmy zielone jak nigdzie indziej, a woda mieni się wszystkimi odcieniami błękitu.
Bora - Bora to najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Od błękitnego nieba odcinały się czarne skały. Ich podnóże otulała "pierzynka" tropikalnej zieleni, naznaczona pióropuszami palm.

Pasek piasku dzielił ją od laguny, obramionej łańcuchem motu, czyli koralowych wysepek. Za nimi połyskiwała tafla oceanu. Szlaki wodne w lagunie przypominają autostrady wyznaczone bojami i flagami.

Woda nieustannie zmienia kolor. Z wody wyrastają drewniane domki na palach, najdroższe hotele na Bora - Bora.

Jedna z maleńkich wysepek nazywa się Mai Moana. Życiorys jej właściciela Stana Wiśniewskiego mógłby stać się kanwą powieści. Urodził się w Polsce, studiował w Sorbonie, a osiedlił się w Maroku. Potem z rodziną żeglował po oceanach. Ich jacht zepsuł się na Bora- Bora.
Postanowił zrealizować swoje marzenie i kupił własną wyspę. Jego królestwo ma 6,5 tys. metrów kwadratowych. Czasem w bungalowach na brzegu goszczą turyści. Na wyspie można zachwycać się pięknem roślinności, dzikimi hibiskusami, które w ciągu doby zmieniają kolor od jadowicie żółtego po purpurowy.

Można również zwiedzić bunkry wzniesione przez żołnierzy podczas II wojny światowej. Bora- Bora miało stać się bastionem w walce z Japończykami. To właśnie stacjonujący tu żołnierze rozsławili rajskie życie Bora- Bora.

Niektórzy mieszkańcy martwią się, że dalszy rozwój zniszczy ich raj, niektórzy uważają, że już się to stało. Wyspa się zmieniła, podobnie jak tutejsza turystyczna infrastruktura. Nowe i stare hotele starają się pokonać konkurencję oferując najwyższą jakość usług. Jednak luksus kosztuje. St. Regis proponuje gościom wielkie rezydencje z basenami wychodzącymi na lagunę w cenie od 5 do 15 tysięcy dolarów za noc.

W nowym ośrodku Inter Continental ceny zaczynają się powyżej tysiąca. Można tu wziąć ślub "chodząc po wodzie" w kaplicy zawieszonej nad laguną, patrząc na krążące pod szklaną podłogą papugoryby i diabły morskie. Tutejszy ośrodek thalasoterapii chwali się "jedną z najczystszych wód na Ziemi", pompowaną z głębokości kilometra pod powierzchnią morza. Ceny są równie zawrotne, jak poziom luksusu.

Bora - Bora oferuje bardziej wyszukane i egzotyczne przeżycia od Hawajów, dlatego warto zobaczyć i zakochać się w tym urokliwym zakątku.

La Paz - Boliwia

Nazwa La Paz ta wzięła się stąd, że było to miejsce wydobycia złota. 20 listopada 1548 roku, po zakończeniu wojny domowej, hiszpański kapitan Alonso de Mendoza ufundował miasto de Nuestra SeĽora de La Paz, które miało się stać nieśmiertelnym symbolem zakończenia walk i zjednoczenia.
Na jego strażnika wyznaczono ośnieżony wulkan Illimani (6403 metry n.p.m.).

W 1825 roku na cześć zwycięstwa Peruwiańczyków i Boliwijczyków nad Hiszpanami w bitwie pod Ayacucho, która ostatecznie przesądziła o niepodległości krajów Ameryki Południowej, miasto zmieniło nazwę na La Paz de Ayacucho. Do dzisiaj oficjalnie nosi dwie nazwy - to właśnie oraz pierwotne, indiańskie Chuquiago.
Jak dotrzeć do La Paz ? La Paz to najwyżej położona stolica świata. Jej rozległe terytorium rozciąga się na wysokości od 3200 do 4200 metrów. Chociaż istnieje tutaj straż pożarna, nie ma zbyt wiele do roboty, bowiem powietrze jest tak rozrzedzone, że trudno nawet zapalić zapałkę. Przybyszów z nizin często dopada choroba wysokościowa, objawiająca się między innymi bólami głowy i krwotokami z nosa. Każde podejście pod górę może być dla początkujących przeprawą przez mękę.
Oprócz problemów spowodowanych wysokością może dokuczać zimno, andyjski klimat nie należy bowiem do najcieplejszych. Jest pora letnia i ta chłodniejsza, ale średnia roczna temperatura wynosi tylko 14 stopni Celsjusza, a od listopada do marca padają deszcze. Nie powinno to jednak odstraszać turystów. Na licznych bazarach można się bez problemu zaopatrzyć w ciepły sweter, szalik i czapkę z alpaki.
Wycieczka do Boliwii Większość mieszkańców Boliwii to Indianie. Zawsze znajdowali się oni w gorszej sytuacji ekonomiczno-społecznej niż biali i Latynosi. Kiedy powstawało La Paz, od razu wytworzył się podział - Indianie mieli zamieszkiwać tereny po prawej stronie rzeki, biali zaś po lewej.
W 1780 roku, po wybuchu powstania ludów Keczua i Ajmara, wybudowano nawet mur, by odgrodzić od zdesperowanych Indian pozostałych, przestraszonych mieszkańców Miasta Pokoju. Dzisiaj muru już nie ma, ale silny podział nadal istnieje. Odwrotnie niż gdzie indziej - w La Paz ci, którzy znajdują się na szczycie społecznej piramidy, mieszkają najniżej.

Domostwa indiańskiej biedoty wznoszą się często na szczytach pagórków i wzgórz. Obszar między 4200 i 3600 metrów zamieszkują społeczne niziny, składające się prawie w stu procentach z Keczua i Ajmara.

Na wysokości 3600 metrów, wokół administracyjnego i handlowego centrum, mieszka klasa średnia. Poniżej 3500 metrów rozciągają się dzielnice rezydencji jasnoskórych bogaczy.
Bieda jest niewysoka i ciemną ma twarz. Nosi długie, grube spódnice lub wytarte spodnie, bluzki i swetry w przepięknych kolorach tęczy i filcowe, okrągłe kapelusze.
Uwaga na czarne taksówki polujące na turystów O taksówkach w La Paz krążą czarne legendy. Można z nich korzystać, ale trzeba uważać, do jakiego samochodu się wsiada. Ważne, by było to teletaxi. Taxi bez numeru telefonu to często zwykła pułapka. Szczególnie łatwo w nią wpaść, jeśli podróżuje się samemu. Kierowca po pewnym czasie jazdy zatrzymuje samochód i dosiada się kolejny pasażer - "turysta". Po chwili zatrzymuje ich "policja", znajdując u tego ostatniego narkotyki. Tutaj wersje dalszego rozwoju wypadków bywają różne.

Mimo że opowieści te brzmią strasznie, nie wolno popadać w paranoję. Przy zachowaniu pewnych środków ostrożności nic złego stać się nie powinno.
Aby uniknąć przemieszczania się taksówkami, na zwiedzenie centrum La Paz najlepiej poświęcić cały dzień. Starczy to, aby przespacerować się od Plaza de Murillo aż do Plaza del Estudiante, zwiedzając okoliczne uliczki, kościoły i niektóre muzea. Plaza de Murillo to główny plac w mieście, przy którym znajdują się ładna neoklasycystyczna katedra, pałac prezydencki oraz siedziba parlamentu.

Od niej Calle Comercio, pełną banków, drogich sklepów i ulicznych handlarzy wszystkim, dojdziemy do kolejnego skweru. Stamtąd już tylko krok dzieli nas od gwarnego placyku Alfonsa de Mendozy, gdzie można w dużej, pełnej Boliwijczyków stołówce zjeść tani obiad oraz od placu San Francisco, gdzie z kolei warto nakarmić duszę, zaglądając do potężnej świątyni.

Place w centrum La Paz pełne są ludzi i gołębi. Gołębie rzucają się z dziobami na walające się na ziemi okruchy, a żebracy, ze swoimi błagalnymi spojrzeniami, na przechodniów. Obok pokrzykują sprzedawcy codziennej prasy, taniego jedzenia i papierosów. Rozchodzi się hałas toczących się ulicami samochodów i wydzierających wniebogłosy autobusowych naganiaczy.

Przed klasztorem San Francisco odbywają się czasem przedstawienia. Widownia teatrzyków ulicznych jest imponująca i w przeciwieństwie do często sztywnej i napuszonej publiki prawdziwych teatrów czy oper żywo reaguje na grę aktorów, a niejednokrotnie sama jest przez nich wciągana do udziału w spektaklu.

Odchodząca od placu San Francisco Avenida Mariscal Santa Cruz jest szeroka i reprezentacyjna. Znajdują się przy niej wysokie, nowoczesne budynki, często siedziby firm. Aleja ta prowadzi do placyku Studenta, skąd warto wybrać się do muzeum słynnej boliwijskiej rzeźbiarki Mariny NuĽez del Prado lub do Narodowego Muzeum Archeologii, prezentującego dorobek pradawnej kultury Tiahuanaco.

W centrum La Paz znajduje się wyjątkowe miejsce dla boliwijskich przestępców - carcel San Pedro. Funkcjonuje on niczym małe miasto. Podobno nie ma tam strażników, a więźniowie rządzą się własnymi prawami. Mogą mieszkać razem ze swoimi żonami i zwierzętami. Istnieje cała sieć barów i restauracji. Każdy żyje na takim poziomie, na jaki sobie zasłużył bądź zapracował. Może żyć w nędzy, ale może również dochrapać się niezłej rezydencji. Ile w tym w wszystkim prawdy, do końca nie wiadomo, bo od pewnego czasu władze San Pedro zabroniły tam wstępu turystom.
Na handlowej mapie stolicy znajdują się także już mniej ciekawe, ale równie olbrzymie Mercado Negro i Mercado Yamacho, swym wyglądem bardziej przypominające nasz sławny Stadion X-lecia w Warszawie. Jedno jest pewne: nie należy odkładać zakupów na później i na inne miejsca w Boliwii, bo taniej niż w La Paz już nigdzie nie będzie, a różnorodnością oferowanych produktów stołeczne bazary wygrywają z każdym konkurentem.
wycieczki po okolicy Grzechem byłoby, odwiedzając stolicę, nie zapuścić się poza jej granice, aby odkryć to, co skrywają otaczające ją wzgórza. Do największych atrakcji należą Księżycowa Dolina i rowerowy rajd po najniebezpieczniejszej trasie świata - "wężu" wijącym się nad przepaścią.

Warto spędzić w La Paz i okolicach co najmniej tydzień. Odnajdziemy tu magię i egzotykę, a jednocześnie nie będziemy się czuli jak w turystycznym rezerwacie, w jaki zamieniło się wiele miejsc cieszących się popularnością wśród podróżników. W La Paz życie toczy się swoim własnym rytmem, a turysta jest tylko skromnym do niego dodatkiem.

Słowenia - góry, morze, jaskinie

Jeśli wybierasz się do Słowenii i spodziewasz się typowego kraju ex-jugo, w którym na każdym kroku słychać fujarki i bałkańskie pieśni, a po ulicach chodzą kozy, mężczyźni w titówkach i śniade dziewczyny w kolorowych kieckach, muszę Cię rozczarować...
Słowenia w niczym nie przypomina pozostałych krajów byłej Jugosławii, od której zresztą oddzieliła się najwcześniej. Bliskość Austrii i silne historyczne związki z Habsburgami zrobiły tutaj swoje. Słowenia jest na wskroś europejskim krajem: czystym, bogatym i nowoczesnym. Oprócz Ljubljany, która jest rzeczywiście wyjątkowa, i miejscowości nadmorskich, wszystkie ośrodki, jak Maribor czy Celje, przypominają bardziej prowincjonalne miasteczka niemieckie albo austriackie: schludne, przystrzyżone, o podobnej, monotonnej architekturze, ukwiecone i pustawe.

Słowenia jest malutka i przytulna. Klimat intymności i lokalności panuje nawet w największym stołecznym mieście - Ljubljanie. Niewielki obszar jest ogromną zaletą tego kraju, który w pigułce ma wszystko, co kochają turyści: Morze Adriatyckie (tylko krótki niespełna 50-kilometrowy odcinek), góry (wspaniałe Alpy z najwyższym szczytem w kraju - Triglavem), miasta (niezrównana, magiczna Ljubljana). Z tego faktu Słoweńcy są niezmiernie dumni, co odzwierciedla herb na fladze narodowej:)

1. Ludzie:
Bardzo pogodni, otwarci i pomocni. Nieważne, jak wielkiego pecha będziesz mieć - podczas podróży po Słowenii zawsze możesz liczyć na ich pomoc. Właściwie wszyscy mówią tu po angielsku, więc z komunikacją nie ma problemu. Na brak towarzystwa też nie będziesz narzekać. Słoweńcy są po prostu "social" - ekstrawertyczni i bardzo przyjaźnie nastawieni do obcokrajowców. Młodzi ludzie wolny czas spędzają zwykle w większym gronie - siedząc w kawiarniach i w parkach, albo oddając się rozwojowym i kreatywnym zajęciom jak: chodzenie po linie, jazda rowerem po górach czy urządzanie spontanicznego ulicznego performance. Słoweńcy są też bardzo praworządni i przepisowi - przejście na czerwonym świetle albo jazda bez biletu są tu wydarzeniami dużo większej wagi niż u nas.

2. Sporty:
Hiperaktywni Słoweńcy uprawiają wszystkie rodzaje sportów. Chyba każdy tutaj jest joggerem, ewentualnie gra w kosza lub tenisa, a już na pewno uprawia sztuki walki. Z racji ukształtowania terenu natomiast najpopularniejsze są tu sporty górskie: mountain biking, wspinaczka, trekking, a w zimie - narty i snowboard.

3. Trzeba odwiedzić:

Ljubljana
Jak dla mnie, największą atrakcją kraju jest sama Ljubljana - wystarczy wyjść na Prešernov Trg, by poczuć jak czas zwalnia, a powietrze wypełnia chilloutowa (i trochę artystowska) atmosfera. Posiedzenie przy jednej z kawiarni (polecam Romero, gdzie mają pyszne naleśniki z nutellą i bananami) nad piękną, romantyczną Ljubljanicą, wsłuchanie w spokojny gwar mieszanki wielu języków, zachłyśnięcie się aromatem Ljubljany i smakiem sivego pinota to przyjemności nie do przecenienia...
Ilość imprez artystycznych (jak coroczny letni Festival Ljubljana, Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych, i najlepszy - wielki TRNFest), które się tu odbywają jest ogromna, szczególnie latem. To sprawia, że miasto tętni życiem i ma specyficzny, niepowtarzalny klimat, który tworzą ściągający tu zewsząd ludzie.

Tivoli Park
Niesamowity, rozległy park, gdzie wylegują się wszyscy mieszkańcy. Pełno tu pięknych stawów, dzieł sztuki, fontann, jest nawet biblioteka pod drzewem, kawiarnia, która istnieje od prawie 100 lat i masa innych fajnych rzeczy... Latem w Tivoli często odbywają się koncerty, a na co dzień Słoweńcy ćwiczą tu swoje zdolności w żonglowaniu, chodzeniu po linie, graniu na ufo, kręceniu hula-hopem, jeździe na rolkach, albo po prostu biegają. O popularności joggingu świadczy choćby to, że w parku porozstawiane są stacje z tablicami, przedstawiającymi kolejno opisy i zdjęcia różnych elementów rozgrzewki.

Metelkova Mesto
Trudno to miejsce opisać, zdecydowanie lepiej je odwiedzić. To coś w rodzaju squotu - położona niedaleko dworca, opuszczona dzielnica starych piętrowych kamienic - dziś już sypiących się i całych pokrytych grafitti - zaadaptowana przez różne sub-, off-, indie-, kontr-, czy alter- kultury. Jest tu mnóstwo unikatowych lokali z przeróżną muzyką (etno, ambient, lounge, heavy metal, reggae...), galerii sztuki, klubów-hybryd, wystaw wprost na chodniku - wszelkich offowych dziupli. Dziedziniec Metelkovej jest zawsze pełny ludzi - w różnych ciuchach, czapkach i kolorach skóry. Po prostu trzeba tu przyjść...

ULTRA
Raczej mało który Słoweniec splamiłby się wizytą w tym klubie, ale Ty możesz:) ULTRA to dyskoteka z bałkańskim popfolkiem i i ostrym balkan disco - zatłoczona i duszna - niepowtarzalna. Przychodzą tu głównie čefuri, jak pogardliwie nazywani są tutejsi Bośniacy. Wszyscy tu ubrani są na wzór celebrities: dziewczyny w miniówkach i na obcasach, obwieszone złotem, faceci w pstrokatych obcisłych koszulkach i z obowiązkowymi kolczykami w uszach. W rytm techno tańczą swój tradycyjny taniec - kolo. Czy widziałeś, żeby w Polsce ktoś tańczył kujawiaka na dyskotece? No właśnie. Ani w Polsce ani nigdzie w Słowenii nie zobaczysz tak wspaniale bawiących się ludzi...
Zamek Lublański
Zamek jak zamek, ale rozciąga się z niego niesamowity widok na całą Ljubljanę. W środku jest superdroga, snobistyczna restauracja. A w lecie jest tu kino pod gołym niebem:)
Portoroz i Piran Dwie nadmorskie miejscowości, położone tuż obok siebie (z jednej do drugiej można dojść pieszo). Jedynym ich mankamentem jest brak piaszczystych plaż - weź to pod uwagę zanim zdecydujesz się spać "na plaży", jak robi wielu turystów - będzie trochę niewygodnie i dość trudno znaleźć miejsce, w którym nie zobaczy i nie obudzi Cię natrętna policja, ale można...
Piran wygląda jak włoskie miasto z renesansu - jest przepiękny, ale też dość zatłoczony, niemniej jego wąskie uliczki i romantyczne zaułki warte są zobaczenia, a widok na Adriatyk z murów zamku na wzgórzu - bezcenny...
Portoroz można porównać z Beverly Hills albo Cannes - opływający w bogactwo kurort z pięciogwiazdkowymi hotelami, wypasionymi restauracjami i mnóstwem imprez nad brzegiem morza...
Choć żadne z miasteczek nie ma prawdziwej plaży, a jedynie trawniki i betonowe pomosty ze schodkami, oba zasługują, by je odwiedzić. Tym bardziej, że nieważne, w której części kraju jesteś, zawsze masz blisko (podróż najpowolniejszym pociągiem z północy kraju trwa 3,5 godziny, samochodem -2). A stąd masz już tylko rzut beretem do pięknego, włoskiego Triestu.
Celje Nazywane Małą Ljubljaną, miasto w rejonie Środkowego Pohorja. Nie warto tu specjalnie przyjeżdżać, ale jeśli tu trafisz, odwiedź studio fotograficzne Josipa Pelikana - słynnego słoweńskiego przedwojennego fotografa. Można tu nie tylko zwiedzać jego studio, ale też przebrać się w jedną z dostępnych w jego garderobie kreacji i zrobić sobie tradycyjne, stylizowane zdjęcie - polecam:)

4. Festiwale letnie:
* Lent Festival w Mariborze - lipiec/sierpień
* TRNFest Ljubljana 2010 - wrzesień
* Letnia noc muzyki Celje - czerwiec
* FACK Festival Celje (Festival Alternativne Celjske Kulture) - sierpień
5. Przydatne strony:
prevozi.org - o złapanie stopa w Słowenii nie jest łatwo, trzeba dużo cierpliwości, czasem stoi się nawet 2 godziny, zanim ktoś się zatrzyma (i zwykle nie jest to Słoweniec:). Na tej stronce możesz legalnie umówić się na podwiezienie za kilka euro z kimś, kto jedzie akurat tam, gdzie chcesz - bardzo przydatne i... jakie słoweńskie...
metelkova.org - oficjalna strona miasta w mieście - Metelkova.
slovenia.info/nextexit - będąc w Słowenii nie można pominąć górskich wypraw. Tu znajdziesz wszystko o szlakach turystycznych w Słowenii.
Slovenske Zeleznice - strona kolei słoweńskich.
Club ULTRA - profil klubu na Facebooku, znajdziesz na nim próbkę čefurskiej muzyki (którą gra tam DJ Tramontana).
Centrum KUD Franc Preseren - wszystko o najlepszych koncertach i festiwalach w Ljubljanie.

Ukraina - jak się przemieszczać po kraju i w miastach?

Podróżowanie po Ukrainie nie stanowi większego problemu, bowiem informacja dla podróżnych jest przygotowana w sposób czytelny, bezproblemowy, aczkolwiek wszelkie informacje podawane są w języku ukraińskim, zatem wydaje się koniecznym chociażby bierne posługiwanie się tym językiem.
Podróżowanie pociągiem na Ukrainie – jest polecane tym wszystkim, którzy chcą przemierzyć dłuższe odległości. Względnie tanie przejazdy, kilka typów wagonów (od luksów, poprzez wagony kupe i najpopularniejsze płackarty, skończywszy na wagonach zahalnych – ogólnych), konduktor w każdym wagonie, możliwość zakupienia smacznych domowych dań od starszych pań sprzedających wyroby własnej produkcji na stacjach, wszechobecnie występujące piwo to atuty tego sposobu podróżowania.
Podrózowanie pociągiem jest bezpieczne, daje możliwość w miarę komfortowego wyspania się (dostajemy czystą pościel oraz mały ręcznik), a przede wszystkim sprzyja integracji międzynarodowej.

Podróżowanie autobusem jest polecane tym, którzy muszą dotrzeć w wybrane miejsce w krótkim czasie. Polecam ten rodzaj środka komunikacji tym, którzy planują podróż na niedługim dystansie. Ukraińskie drogi z jednej strony (dziurawe i wąskie), ukraińskie autobusy z drugiej strony (małe, ciasne, często wiekowe, z kierowcami posiadającymi ułańską fantazję) to wystarczający argument na rzecz dalekobieżnych podróży pociągiem.
Proszę zwrócić uwagę, że w ukraińskich miastach może być kilka dworców autobusowych, w tym jeden główny oraz kilka odprawiających głównie autobusy czy też marszrutki podmiejskie. Niektóre z autobusów dalekobieżnych obsługują zarówno dworzec główny oraz jeden podmiejski (taka sytuacja ma miejsce np. we Lwowie i dotyczy autobusów kierujących się w stronę Lublina i Warszawy).
Cena przejazdu autobusem nie jest wygórowana, choć wyższa niż w przypadku pociągów podmiejskich - elektriczek, a przez swoja dostępność czyni komunikację autobusową podstawowym środekiem komunikacji dla mieszkańców.

Podróżowanie samolotem między miastami Ukrainy nie jest szczególnie uciążliwe, aczkolwiek na pewno dużo droższe niż w poprzednich wariantach, chociaż zabiera stosunkowo mało czasu, biorąc pod uwagę nawet konieczność dojazdu i powrotu z lotniska. Ukrainskie linie lotnicze są liniami o dość dobrej reputacji, a poziom kontroli oraz bezpieczeństwa nie odbiega od tego w Polsce.

Podróżowanie własnym samochodem wymaga odrobiny samozaparcia oraz dużej uwagi. Jak już wspomniałem wcześniej – drogi na Ukrainie nie należą do najlepszych, chociaż jest kilka najważniejszych dróg o odnowionej nawierzchni: np. droga Użhorod-Lwów-Kijów, czy w całości dwupasmowa magistrala Kijów-Odessa.

Aby bezproblemowo podróżować po ukraińskich miastach warto znać język ukraiński lub rosyjski w stopniu podstawowym. Koniecznym jednak warunkiem jest posiadanie dobrej mapy lub planu miasta i umiejętność bycia spostrzegawczym. 
Transport w miastach Ukrainy zapewniają:
1) metro (w Kijowie 3 linie, w Charkowie 3 linie, w Dniepropietrowsku 1 linia),
2) tramwaje (spotykane równie często jak w Polsce, np. we Lwowie, Odessie, Kijowie, Dniepropietrowsku, Doniecku, Charkowie, Mariupolu),
3) trolejbusy (bardzo częsty element układu komunikacyjnego, występujący prawie w każdym większym mieście),
4) autobusy miejskie (rzadziej spotykane niż w Polsce, np. we Lwowie nie występują)
oraz
5) prywatne busy kursujące ustaloną trasą, zwane marszrutkami (podstawowy środek komunikacji na Ukrainie, zarówno w miastach, jak i pomiędzy miastami a okolicznymi miejscowościami).
Jeśli zdarzy się nam podróżować w dużym mieście – korzystajmy w pierwszym rzędzie z transportu miejskiego, na który składają się zazwyczaj tramwaje, trolejbusy i autobusy. Mają one na ściance za przedziałem dla prowadzacego pojazd wywieszony schemat komunikacji miejskiej, dzięki czemu mogą Państwo szybko zorientować się w oferowanej siatce połączeń. W Kijowie, Charkowie oraz Dniepropietrowsku mozemy korzystać też z metra, aczkolwiek informacja w metrze pozostawia wiele do życzenia, począwszy od oznakowania ulicznego, skończywszy na podziemnej informacji dla podróżujących. Ogólnie rzecz biorąc informacja jest, ale dla mieszkańca stolicy Polski, przyzwyczajonego do dużych i widocznych znaków informacyjnych bywa często niewystarczająca.
Korzystając z marszrutek (czyli prywatnych busów realizujących kursy w mieście) zwrócmy uwage, czy dana marszrutka jedzie w odpowiadające nam miejsce. Nie znając dobrze danego miasta musimy zdać się albo na łut szczęścia, albo zapytać innych pasażerów o trasę przejazdu - nadmienię, ze ta zasada może być w przypadku Ukrainy niezwykle pomocna i owocna.
Przejazd komunikacją miejską w ukraińskich miastach jest dla polskiego turysty nie lada przeżyciem i to w dodatku za niewielkie pieniądze (np. we wrześniu 2009 jednorazowy przejazd tramwajem czy trolejbusem we Lwowie kosztował 1 UAH, tramwajem, autobusem czy trolejbusem w Kijowie 1,5 UAH, metro w Kijowie kosztowało 1,7 UAH niezależnie od ilości przesiadek, gdyż bramki metra są zlokalizowane przy wejściu, przejazd marszrutkami – we Lwowie 1,75 UAH, w Kijowie 2 UAH, zaś maksymalnie cena przejazdu na Ukrainie sięgać może 2,5 UAH za osobę).

Yellowstone

Co roku Park Narodowy Yellowstone, największy i najstarszy w Ameryce odwiedzają miliony turystów, napawających się cudownym górskim pejzażem i bogactwem natury, a przedewszystkim oglądających nadzwyczajne zjawiska hydrtermalne. Obszar parku obejmuje trzy stany: Wyoming, Idaho i Montana. 
ark Narodowy Yellowstone jest dziś jednym z największych obszarów chronionych w USA oraz – co nie spotykane – znajduje się na terenie trzech stanów. Chroni przy tym zasoby z trzech dziedzin: geologii, botaniki i zolowi. Poniżej dna jeziora Yellowstone ( o pow. 35 000 ha) znajduje się ogromna owalna kaldera o wymiarach 45x75 km, będąca pozostałością intensywnej aktywności sejsmicznej, jaka miała tu miejsce 1,2 mln – 600 tys. lat temu. 4000 m poniżej kaldery nadal istnieje magma o temperaturze 1000 stopni C, tworząc na powierzchni na globie skupisko form geometrycznych: ok. 10 000 – w tym kolorowe źródełka i fumarole oraz 200 – 250 czynnych gejzerów! Do najciekawszych z nich należy Old Faithful, wyrzucający średnoi co 80 min. na wysokość 30 – 55 m ok. 14 – 32 000 litrów wrzącej wody. Również gejzer Grand i Castel – w Górnym Basenie, tudzież kolorowe źródełko Morcing Glory Pool oraz Grand Pismatic i gejzer Great Fountain. Warto odwiedzić ogromne tarasy trawertnowe Mammoth Hot Springs w północnej części parku. Zupełnie innym walorem parku jest rzeka Yellowstone – jedyny odpływowy ciek z jeziora leżącego na wysokości 2357 m n.p.m. To właśnie kolor ostrych zboczy Wielkiego Kanionu dał początek nazwie Yellowstone – przyjętej dla rzeki, jeziora i parku oraz dwóch wodospadów – Górnego (niższego – 33m) oraz Dolnego (wyższego – 94m).
Ogromną atrakcję parku stanowią flora i fauna, po Wielkim Pożarze z 1988 roku nieco inaczej chronione: lasy są kontrolowane wypalane przez rangersów, a ponownie wprowadzone wilki kontrolują populację saren, jeleni i łosiów. Symbolem Yellowstone są bizony (4500 szt., niegdyś niemal doszczętnie wybite) oraz niedźwiedzie: baribale (400 szt.) i grizzly (250 szt.), wśród nich zwłaszcza dwa misie znane na całym świecie – Yogi i Bubu. 

Brazylia - Rio, Amazonka i nie tylko - wstęp

Brazylia jest największym krajem w Ameryce Południowej i zajmuje prawie połowę terytorium tego kontynentu. Jest piątym co do wielkości krajem na świecie po Kanadzie, Rosji, Chinach i USA. Graniczy z prawie wszystkimi państwami kontynentu, oprócz Ekwadoru i Chile, a jej linia brzegowa z Oceanem Atlantyckim ma 8,5 tysiąca kilometrów.
Brazylia jest największym krajem w Ameryce Południowej i zajmuje prawie połowę terytorium tego kontynentu. Jest piątym co do wielkości krajem na świecie po Kanadzie, Rosji, Chinach i USA. Graniczy z prawie wszystkimi państwami kontynentu, oprócz Ekwadoru i Chile, a jej linia brzegowa z Oceanem Atlantyckim ma 8,5 tysiąca kilometrów. Wybrzeże Brazylii to zresztą w całej swej rozciągłości synonim plaży, słońca i błękitnego nieba przez cały rok. Aż trudno wybrać jedną najpiękniejszą! Każdy jednak na pewno znalazłby coś odpowiedniego dla siebie, gdyż, jak to bywa ze wszystkim w Brazylii, plaże także są bardzo zróżnicowane-wiele z nich ma bogatą infrastrukturę, piękne luksusowe hotele i atrakcje turystyczne, inne natomiast są  praktycznie dziewicze, nietknięte ręką ludzką.
Brazylia to kraj charakteryzujący się zróżnicowaniem geograficznym, ekonomicznym i społecznym, zamieszkały przez naród mówiący językiem portugalskim, brzmiącym jednak nieco inaczej w każdym regionie kraju. Nie jest to jednak język identyczny z tym, którym posługują się Portugalczycy. Na jego rozwój miały bowiem ogromny wpływ m.in. przeróżne dialekty indiańskie czy afrykańskie i od swojej pierwotnej wersji różni się pod względem gramatycznym i leksykalnym, a także, znacznie, pod względem wymowy. Mowa Brazylijczyków jest odzwierciedleniem ich bogatej kultury, która zawiera w sobie elementy kultur wielu narodów, co z kolei jest efektem napływu ludności ze wszystkich kontynentów. Na południu Brazylii na przykład można spotkać znajomo nam brzmiące nazwiska, zjeść pierogi lub odwiedzić jedno ze stowarzyszeń polonijnych. Przybywający przez lata, głównie na początku XXw., Polacy, mieli wpływ na folklor, kuchnię i sztukę tego regionu
Brazylijczycy to naród bardzo otwarty i ekspresyjny, lubiący zabawę, taniec i nade wszystko muzykę. Luźne obyczaje sprzyjają nawiązywaniu kontaktów i zawieraniu przyjaźni, co dzięki mentalności i charakterowi narodowemu odbywa się dużo szybciej i łatwiej niż np. w Europie. Wydaje się, że Brazylijczycy nie przywiązują też wielkiej wagi do przestrzeni prywatnej-nie czują się źle w tłumie, lubią przebywać w dużych grupach ludzi i często organizują liczne przyjęcia i imprezy. Na poziomie narodowym jedną z nich, najbardziej znaną na całym świecie, jest słynny karnawał. Zawsze zaczyna się w sobotę przed Środą Popielcową i trwa nieprzerwanie cztery dni i noce. I chociaż my w Europie kojarzymy go głównie z Rio de Janeiro, tak naprawdę obejmuje on każdy zakątek Brazylii. Jest to wielkie święto w całym kraju, który na ten czas zamienia się w, jeszcze bardziej kolorowy niż zwykle, ocean tańczących i bawiących się ludzi. Główną atrakcją w tym okresie są oczywiście pełne przepychu pokazy szkół samby czyli pochody poprzebieranych tancerzy i skąpo odzianych tancerek, ale zwykłe uliczne festy też cieszą się niemałym powodzeniem. Brazylijczycy potrafią zresztą przemienić w szaleństwo tańca i muzyki niemal każdą sytuację. Wystarczy przyjrzeć się np. meczom piłki nożnej, która jest ich narodowym sportem i jest tu traktowana jak religia. Podczas każdych zawodów trybuny zapełniają się falującym, śpiewającym i grającym na różnych instrumentach tłumem często fanatycznych kibiców, a gdy gra reprezentacja, ulice pustoszeją i cały naród jednoczy się przed telewizorami aby dopingować swoich piłkarzy. Wtedy nieważne stają się wszystkie inne sprawy.
Jeśli chodzi o sport, z Brazylii wywodzi się i jest uprawiana przez wiele osób, sztuka walki zwana capoeira. Została stworzona w XVIII i XIX wieku przez brazylijskich niewolników w Brazylii. Wywodzi się z rytualnych tańców plemion afrykańskich, łącząc w sobie ich rytmy, charakterystyczne pozycje, zawiera też wiele cech kulturowych charakterystycznych dla Indian południowoamerykańskich. Nowoczesna, zmodernizowana (modernizację tą zapoczątkował Mestre Bimba oraz grupa Senzala) capoeira zawiera wiele elementów realnej walki i samoobrony, akrobatyczne ewolucje, kopnięcia oraz obalenia.
            W życiu codziennym Brazylijczyka, oprócz sportu, muzyki i tańca, dużą rolę odgrywa rodzina. Jest to naród bardzo związany ze swoimi bliskimi, lubiący spędzać czas w ich gronie. Ogromne spotkania rodzinne wcale nie należą do rzadkości i nie odbywają się wyłącznie przy okazji okrągłych urodzin seniora rodu czy ślubu kuzynki. Organizuje się je, aby razem zjeść, porozmawiać, powspominać i oczywiście napić się kawy. Brazylijczyk pije kawę przynajmniej dwa razy dziennie – na śniadanie i podwieczorek. Pyszna,  napełniająca podczas parzenia swoim aromatem cały dom, jest koniecznym elementem dnia w Brazylii....